Istnieją płyty opowiadające historie, albumy opisujące ludzi i wydarzenia. Istnieją płyty kołyszące słuchacza meandrami wrażliwości. Is...

DROGA KU NIESKOŃCZONOŚCI (PINK FREUD PLAYS AUTECHRE)



Istnieją płyty opowiadające historie, albumy opisujące ludzi i wydarzenia. Istnieją płyty kołyszące słuchacza meandrami wrażliwości. Istnieją też płyty zabierające w najrozmaitsze podróże. W końcu, istnieją płyty które odkrywają nowe światy, i to właśnie jedna z nich.

Pink Freud to zespół z całą pewnością niezwykły. Przekonali o tym słuchaczy zarówno na Horse & Power jak i kolaboracji z Lao Che, tworząc unikatowy projekt Jazzombie.  Mało jest zespołów, nie tylko na polskiej, ale i światowej scenie muzycznej, które potrafiłyby wypowiadać się językiem jazzu z tak nieokiełznaną energią. A raczej yassu, gatunku stanowiącego synergie pomiędzy jazzem, punkiem, niekiedy również folkiem, no i przede wszystkim improwizacjami rodem z free jazzu.  To wszystko istotnie definiuje wyjątkowość Pink Freud. Poza klasycznym jazzowaniem, muzycy zdecydowali się na całkiem ambitny projekt oddania hołdu prekursorom muzyki IDM. W taki sposób powstało Pink Freud Plays Autechre.

Pink Freud Plays Autechre  nie jest tytułem najświeższym. Wydaje mi się, że został nieco pominięty przez polską scenę muzyczną- może dlatego, że jazz, choć niezwykły, nie przyciąga tak jak gatunki nieco bardziej w założeniu 'rozrywkowe'. Samo przerobienie muzyki elektronicznej na język trąbki i basu nie brzmi wszak jak temat, dla którego młode dziewczęta miałyby wrzucać na scenę biustonosze. A powinny. Powinny, ponieważ album ten nie jest zbiorem ośmiu przeciętnych coverów. Choć w całości jest świetny, składa się na niego kilka utworów po prostu dobrych, ale i kilka wybitnych. Płyta ta ukazuje, jak wybudować pomnik starego, jednocześnie nie zatracając siebie i tworząc coś zupełnie nowego. Muzycy w większości zastąpili sample instrumentami dętymi, tę gonitwę za elektroniką słychać zwłaszcza w Goz Quartet, gdzie ociera się momentami wręcz o hałas. To, co przebija się najmocniej przez wygrywane dźwięki to szacunek dla twórców: Roba Browna i Seana Bootha. Utwory są mocno prze aranżowane, odnajdując jednak w Autechre dusze. Mazolewski i spółka łączą ją z wypracowaną już marką Pink Freud. Niekiedy popychając je delikatnie, przeobrażając nie tyle wstydliwe, co nieśmiałe kompozycje w skąpane w blasku świateł gwiazdy (jak chociażby Bike). Dokładając tam, gdzie wypada, pozostawiając niezmienne to, co idealne. To właśnie umiejętność Autechre do tworzenia niemal jazzowych improwizacji w elektronice zachwyciła Mazolewskiego najbardziej.

,,Marzyłem o tym od lat. Struktury dźwięku, pędzące w nieskończoność melodie i oszczędna harmonia Autechre urzekły mnie bez reszty. Wbiły mi się w moje muzyczne DNA i wprowadziły umysł w świat mikro muzyki.'' - W. Mazolewski

.Krzysztof Varga powiedział kiedyś, że absolutnym samobójstwem jest pisanie o jazzie. Pozostaje mi jedynie mieć nadzieję, iż nie sfinalizowałam tej myśli w stylu Kurta Cobaina. Już samo pisanie o zespołach, które darzy się niemal uwielbieniem jest niezwykle problematyczne, ponieważ nigdy nie wiem jak daleko mogę posunąć się w pochwałach by nie zatracić obiektywizmu. Nie da się ukryć, że Pink Freud stworzyło niezwykłe wyobrażenie, wybudowało muzyczny most pomiędzy światem realnym i nadrzeczywistością. Gdyby tylko na płytach można było zawrzeć ten zjawiskowy rząd dusz, jaki zespół podejmuje nad słuchaczami podczas koncertów, podbicie ich muzyką świata nie stanowiłoby tak odrealnionej możliwości. 

Koro

0 komentarze :