Miasto zmienia się, kiedy się je zmiesza z wodą. Ludzie chodzą i zbierają wodę na ubrania i twarze. Między jedną wodą a drugą siedzą w ...

LISTOPADEM O WROCŁAWIU

Miasto zmienia się, kiedy się je zmiesza z wodą. Ludzie chodzą i zbierają wodę na ubrania i twarze. Między jedną wodą a drugą siedzą w puszkach z metalu i szkła. W kurtkach moro, jakby szykowali się na wojnę z wodą, która wkrótce zamarznie i przestanie miasto moczyć, a zacznie kolorować. Ale teraz jeszcze moczy.

O granatowo-żółtym listopadzie we Wrocławiu ktoś powinien napisać piosenkę. Gdybym miał do takiej dostęp, łatwiej mógłbym się do takiej aury ustosunkować. Dzięki Świetlikom znam Kraków i Nową Hutę (Sodomę z Gomorą). Dzięki Editorsom wiem, co myśleć o Londynie. Ale Wrocław nocą, jesienią, deszczem jest czymś innym niż zlepkiem przedkomuny, komuny i postkomuny.

Kiedy patrzę na migające za szybą zaparowane ulice słyszę coś, co mogłoby stworzyć nieodżałowane Maybeshewill. Coś tak ambiwalentnego, że naraz wzbudzi euforię i nienawiść. Może coś, co można nazwać urbanistyczną wersją albumu "()" Sigur Rós. Póki tego nie mamy, trzeba leczyć się półśrodkami.



TMLK

0 komentarze :