AFI po raz pierwszy od dwóch albumów nie wydali najgorszej płyty w swojej dotychczasowej historii. Miejmy nadzieję, że to początek powstaw...

COŚ WCIĄŻ SIĘ TLI (AFI - THE BLOOD ALBUM)

AFI po raz pierwszy od dwóch albumów nie wydali najgorszej płyty w swojej dotychczasowej historii. Miejmy nadzieję, że to początek powstawania z kolan i do kolejnego Burials już nie dojdzie.


Moje odczucia do Blood Albumu zmieniały się nie jeden raz. Momentami (np. podczas słuchania So Beneath You czy Dumb Kids) budził się we mnie dzieciak, który po raz słyszał All Hallows czy Sing The Sorrow. Niestety chwilę później zastanawiałem się czy nie przełączyłem się przypadkiem na radio dla nastolatek ze złamanym sercem. I tak w kółko. Ktoś złośliwy powiedziałby, że około połowa płyty to niezbyt wysmakowany współczesny pop-rock.
Żeby nie było ciągłego narzekania: podoba mi się muzycznie strona, w którą zmierza Blood Album. Trochę nostalgii, nawiązań do Black Sails In The Sunset, trochę do Sing The Sorrow i późniejszych i jeszcze kilka eksperymentów. Następnym krokiem powinno być zatroszczenie się o to, że te eksperymenty się powiodą. Baza jest solidna – wielościeżkowy aranż Jade'a Puget'a to nadal mój ulubiony sposób instrumentacji post-punku. Tyle, że na Blood Albumie Jade sprawia wrażenie rozleniwionego, jakby trochę mu się już nie chciało. Da się to wywnioskować po ich podejściu do nagrywania. W piątek, w dniu premiery płyty, członkowie grupy komentowali poszczególne ścieżki. Zaskakująco często padały tam kwestie typu „graliśmy sobie coś tam i tak powstał kawałek xxx”. To świadczy o braku wstępnego pomysłu, nowej motywacji.

 

Najgorzej wyglądają teksty. Havok pomimo czterdziechy na karku pisze zwrotki bardziej infantylne. Problem tkwi w tym, że nie zawsze tak było: pan Davey Havok wyraźnie się uwstecznia. Dawniej teksty, jakkolwiek pretensjonalne, były metaforyczne w jakiś sposób subtelne. Obecnie słyszymy tylko o złamanych sercach i kolejnych wtórnych problemach związkowych.

Pogodziłem się już z myślą, że nie będzie już albumu AFI tak kompletnego jak Sing The Sorrow. Nawet z tym, że każdemu następnemu krążkowi będę musiał trochę wybaczyć. Że panowie nie stworzą albumu, który będzie od początku do końca dobry. Moja relacja z nimi byłaby łatwiejsza, gdyby po prostu przestali pisać dobre kawałki, a zrobili płytę, na której nie mógłbym znaleźć ani jednej dobrej sekundy. Wtedy bym odpuścił.

TMLK

0 komentarze :