Niedawno ekipa Facebooka podzieliła się ze światem wiadomością, iż na podstawie przeanalizowania aktywności użytkownika potrafi stwierdzić,...

SERDUSZKO Z PIKSELI (JULIA MARCELL - PROXY)

Niedawno ekipa Facebooka podzieliła się ze światem wiadomością, iż na podstawie przeanalizowania aktywności użytkownika potrafi stwierdzić, kiedy ten się zakochuje. Rzeczywistość nieustannie rozszerza się o pierwiastek wirtualny, kiedy dni odmierzają powiadomienia na Tinderze, a miesiące płyną wraz ze otrzymanymi Snapami. Kiedy każde wzruszenie i złość ląduje na gifie lub wideo, pewnego razu Julia Marcell odkryje przed nami prostą prawdę, że ekran iPhone'a nie otuli nas w mroźną, zimową noc. 



8 utworów, 34 minuty nie wydają się specjalnie kuszącą ofertą na wydanie 4 dyszek. Na szczęście tylko do pierwszego przesłuchania, ponieważ dzięki okrojonej liczbie piosenek każda doskonale zapada w pamięć. Wszystkie, wyjątkowo jak na artystkę, zaserwowane zostały po Polsku, przez co warstwa instrumentalna kręci się gdzieś z tyłu głowy, pozwalając pierwsze skrzypce grać doskonałym tekstom. Proxy, bo tak zwie się album,  to przede wszystkim słowa, zgrabne złożone, błyskotliwie sklejone rymy prostych przemyśleń. Pełne celowego, acz bezpretensjonalnego kiczu, dawkowanego tak rozsądnie, że piosenki pochłania się łapczywie. Chociaż album porywa bez pamięci wprawiając w oszalały stan przedziwnej jak na teksty radości, to słowa chce się wykrzyczeć często z rozczulającym smutkiem. Gdzieś przy końcu można zapłakać, a potem westchnąć z zachwytem.

Płytę rozpoczyna melodyjne Tarantino, gdzie chwytliwe, acz nieoczywiste rymy są pretekstem do spotkania ślepego umiłowania piękna przeciwstawionego fatalistycznym biblijnym obrazom. Zabawnie i poważnie, zahaczając o utwory Lombardu i Urszuli, i to w jednym wersie!

 Dmuchawce, latawce wiatr, pode mną z Ikei świat, szyby niebieskie od telewizorów


Następny na trackliście jest mój osobisty faworyt, Tesko, erotyk na miarę XXI wieku. Demaskuje nature, taką prostą, bo ludzką- że pożądanie można odczuwać gdzieś pomiędzy lodówką zapełnioną kabanosami jedynak i serem lazur. Marzenie o prostej miłości, która rzuci nami o półki supermarketu. Refren

Płonę, płonę, płonę, kochaj mnie kochaj mnie mnie kochaj mnie kochaj 

idealnie wpasowałby się w relikt przeszłości jakim był TVNowski serial Magda M. Kiedy pastisz nie był jeszcze odgrzewany kilkanaście razy w roku, tworząc rozrywkę dla może nie tak wysublimowanych intelektualistów klasy średniej. Przy okazji artystka rozbraja nas tylko jednym, niezbyt skomplikowanym zdaniem. Wszystko w tym utworze jest rozczulające, proste. Forma żartowania z rzeczywistości nie wtargnęła na teren zadumy i wrażliwości, chociaż nie brak tu wykpiwania rodem z Chleba Masłowskiej czy wyznania (prośby?) z Peszkowej Szarej Flagi. W całej tej prostej historii prostego uczucia roztapia się niezależność, aż człowiek ma ochotę się tak po prostu, po ludzku, zakochać.

W Więcej niż Google dostajemy wyznanie na miarę nowoczesnej dziewczyny, bo statystycznie, im więcej wiadomości tym i uczucie mocniejsze. Ocierając się na chwilę o dziewczyński pop, smutno i prześmiewczo autorka wyznań mówi:

Jestem starsza codziennie dokładnie o jeden dzień

Ministerstwo mojej głowy stanowi poniekąd kontrast z poprzednim utworem. Więcej niż Google to zwykła dziewczyna zajęta prostymi sprawami internetowo- uczuciowymi, tutaj natomiast nie ma już miejsca dla tak banalnych zwierzeń. Zgrabnie oddaje jak podobnie bezradny jest człowiek zakochany, otwierając się przed kimś wszystko otrzymuje szczery i nieuchronnie błagalny wymiar. Następnie Julia Marcell z dziewczęcą delikatnością wznosi nas ku Markowi. Lekka niczym tańczący na wietrze dmuchawiec zahacza o kruchość w stylu Meli Koteluk.


Wstrzymuję czas głaska synth pop, przechodząc w chwytliwy Tetris. Te dwa utwory stanowią trochę strefą buforową pomiędzy końcowym Andrew. Snujące się muzyczne przestrzenie poruszają zaskakująco i bez możliwości obrony. Przejmująco smutny hymn samotności, która nieproszona wdziera się nawet kiedy twarz rozświetla ekran smartphona.

Płytkie teksty, proste melodie, przyziemne sprawy. A pomimo tych zarzutów najnowsza płyta Julii Marcell otarła się o order zasług dla polskiego przemysłu muzycznego roku #2016. Proxy jest tytułem w którym niebanalność łączy się z prostotą, zabawa goni powagę, a żart odkrywa refleksje. W końcu Proxy to przede wszystkim przewodnik - dedykowany nieuporządkowanej dziewczynie próbującej odnaleźć się w świecie ciągłego dostępu.


1 komentarz :