Miasto zwalnia. Audycja kończy się, a powroty do domu stają się przeżyciem niemalże metafizycznym. Całość rzeczy podlega procesowi sukcesyw...

SAMOTNOŚĆ UDOMOWIONA | PRZEGAPIONE #2 - DANIEL SPALENIAK

Miasto zwalnia. Audycja kończy się, a powroty do domu stają się przeżyciem niemalże metafizycznym. Całość rzeczy podlega procesowi sukcesywnego wyciszania. Trochę jak zmiana radiowej playlisty, trochę jak przyciszanie końcówki piosenki. Mikrokosmos rozmywających się świateł miesza się z wypuszczaną parą z ust, a leniwa melancholia rozlewa się po ciele. Ulice powoli przemierzają ci, którzy pójść nie mają gdzie. Zimowo-nocny Wrocław przecinam niczym ostatni człowiek świadomy nadchodzącej apokalipsy. Samotność w świecie i we mnie miesza się, a mostem pomiędzy staje się doskonale skrojona ścieżka dźwiękowa. Całym stanem rzeczy można się zwyczajnie rozkoszować.



Podchodząc do twórczości artysty nazywającego się Daniel Spaleniak spodziewałam się raczej innej wersji Dawida Podsiadło. Z radością odkryłam, że nie mam do czynienia z odsłoną indie przerobioną na standardy naszego domowego podwórka, a zupełnie świeżym, nie wołającym o atencje konceptem tworzenia muzyki na polskiej scenie. W dyskografii artysty znajdują się na razie dwie EPki i dwa longplaye, i tak jak te pierwsze odnaleźć ciężko, tak krążki Dreamers i Back Home hipnotyzują niemalże na wstępie. Albumy spotkały się z zainteresowaniem nurtu polskiej alternatywy, chociaż nie doczekała się zasłużonych fajerwerków. Z jednej strony szkoda, z drugiej podtekst niszowości dodaje słuchaniu tylko uroku.

Sukces The xx utwierdził rynek w przekonaniu, że wśród walki o słuchacza potrafiącego skupić się  z uwagą złotej rybki, którego zaskakiwać trzeba melodyjnie każdym taktem, spragnieni jesteśmy brzmień które wymykają się temu pojedynkowi. Muzycznie Dreamers i Back Home tkwią gdzieś pomiędzy smętnym spokojem londyńskiej trójki, a monotonią codzienności Brad Sucks. Na niezwykłość brzmienia wpływa fakt, iż podczas nagrywania (przynajmniej w wypadku Dreamers) rolę studia pełnił pokój muzyka. Co z jednej strony wpłynęło na wyjątkowość dźwięków, z drugiej na indywidualny charakter i atmosferę odosobnienia, w której krążki skąpane są niczym w gęstej, porannej mgle. 

Więź emocjonalna jaką nawiązałam z albumami Daniela Spaleniaka to relacja dość intymna, bo taki charakter ma też sama muzyka. W Dreamers instrumentalny Black Notebook doskonale wprowadza do dusznych dźwięków, których szarością zabarwiona jest cały album. Full Package of Cigarettes to jeden z wielu moich faworytów, samotność w wydaniu amerykańskiego romantyzmu, czarna kawa, chłodny wiatr i papieros na parapecie. Utwór zwieńczony chwytliwym

Yes I'm a lonely lonely man

zdaniem, który stanowi  doskonałą kwintesencje całej płyty. House of Fire i Nothing to do ocierają się o twórczość zimnego nurtu, gdzie wokal mruczy gdzieś w głębi a nas porywają już ambientowe fale na Why. Przytulne brzmienia prowadzą do My name is Wind, wciągające melodie intrygują i przytulają zarazem. Jeżeli jakiś problem należałoby muzykowi zarzucić, byłaby to Insomnia,  której zabarwione nutą triphopu przestrzenie prowadzą do finałowego Dreamers. Cały album jest dobry, chociaż odczuć można, że debiutancki. Raczej jesienny, dlatego z moim nastrojem i gustami rezonuje znacznie bardziej zimowy krążek Back Home. Piękne I'm falling down, wciągające w mroźny sen intro zabiera w subtelne udręki Dear love of mine, uczucia i pragnienia zamknięte w cichym bólu. Żegnające się z oniryzmem Talk a walk and never come back zagubione i bliskie, z którego wysuwa się

And never go back and never be alone 

Lekka magia kobiecości łączy się z bólem istnienia na Back Home z udziałem Katarzyny Kowalczyk, gdzie uciekające dźwięki muskają niekiedy kompozycje Fever Ray. My friend unosi nas wprost na ponure Yes, I think this is the end, gdzie niepewność otacza z genialną delikatnością. Dreszcz przeszywa wraz z początkiem North, a rozpoczynające się w stylu Massive Attack Night wychodzi dumne z melancholii utkanej przez poprzedników, jawiąc się z rozczulającym smutkiem. 

Przy tworzeniu perfum kluczowe znacznie ma nuta głębi, nadająca całości osobowość. Za  tę głębię w przypadku twórczości Daniela Spaleniaka uznaję samotność. Harmonijna i pogodzona, nadaje utworom nie tylko brzmienie wyczerpania, ale pozwala muzyce zwyczajnie zaufać. Niezależnie od sączących się zwrotek dopasować można panującą szarość do własnych standardów. kiedy tkwimy w odosobnieniu pełnym ambiwalencji odczuć. Jest ponuro i pusto, chociaż znajdą się tam także drobne radości które w tej przedziwnej symbiozie jawią się niczym zbawienne. Inne podszyte będą zawsze milczącym w spokoju smutkiem, prowadzącym do przedziwnej refleksji, że samotność może być uzależniająca.


1 komentarz :