Lykaia, najnowszy album
formacji Soen, spełnia oczekiwania – jest tym, czego się
spodziewaliśmy po usłyszeniu singli. Oznacza to jednak, że w
pewnym sensie odniosła małą porażkę: nie zaskoczyła mnie
niczym. Miałem też jednak wrażenie, że nie próbowała. Jest
przez to „tylko” naprawdę świetnym albumem, nie zaś
arcydziełem.
Lykaia to święto
religijne w starożytnej Grecji, podczas którego miały dziać się
straszne rzeczy. Począwszy od składania ofiar z ludzi, poprzez
kanibalizm, na zmianie niektórych uczestników w wilkołaki
kończąc. Nie bez przyczyny na okładce płyty widnieje wilczy pysk.
Soen odnosi się do tych obrzędów przyrównuje je do współczesnej
religii. Obraz Lykaii służy zespołowi za alegorię: „religijność,
nawet jeśli miałaby najlepsze zamiary, ciągnie za sobą mrok, lub
może nawet prowadzić do zła”. Poszczególne utwory dotykają
tego zagadnienia z innego punktu widzenia.
Brzmieniowo Soen od
samego początku działania trzyma się stylu, który porównuje się
do połączenia amerykańskiego Toola i szwedzkiego Opeth. Taka
tendencja ewidentna jest też na Lykai, choć utwory jak singiel
Lucidity czy zamykający
krążek Paragon
sygnalizują zafascynowanie melancholią nawiązującą do Pink
Floyd. Mówię to myśląc w szczególności o tym drugim kawałku
łączącym śliczne brzmieniu organów Hammonda i delikatnej gitary,
która niesie główny temat i wzruszającej partii solowej. Nie
brak też odniesień do muzyki bliskiego wschodu, która
jednoznacznie wpasowuje się w okołoreligijną tematykę nagrania.
Odsyłam tu do cody kawałka Jinn przenoszącej
na pustynię, przez którą Izraelici posłani byli przez Boga na
czterdziestodniową wędrówkę.
Głównym
zarzutem, jaki mam do Lykai jest zbyt regularna konstrukcja piosenek.
Panowie oczywiście nie są popowi, ale podczas odsłuchu nie pojawił
się we mnie nawet cień niemożliwego do nazwania uczucia, które
znane jest tylko słuchaczom muzyki progresywnej. Podczas słuchania
naprawdę monumentalnych progrockowych dzieł powinien zdarzyć się
moment, który idealnie opisuje ilustracja (pożyczam ją z
facebookowego profilu World Prog-nation):
Zdaje się, że na Lykai więcej niż na poprzednich nagraniach Soen położono nacisku na tekst i śpiew. Problem tkwi w tym, że partie instrumentalne są znacznie wymowniejsze niż słowa. Wersety są nieco oklepane i nie zawsze wnoszą do umysłu odbiorcy tyle, ile śpiewający je z przejęciem Joel Ekelöf by sobie życzył. Dopiero kiedy słyszymy te obfite soundscape'y, dociera do nas pełny obraz.
Słowem podsumowania: jeśli Cognitive i Tellurian były muzyką w waszym typie, na pewno nie możecie sobie odpuścić Lykai. Pochłoną was przestrzenne refreny, świetna praca sekcji rytmicznej (Martin Lopez i Steve DiGiorgio jak zawsze wiedzą, co robią) i wszechobecna atmosfera.
Poniżej playlista z moimi ulubionymi ścieżkami z Lykai i kilkoma kawałkami z poprzednich albumów:
0 komentarze :