Samotną wyprawę na klubowy koncert uznałam za samobójstwo. Wiadomość, że zagrają moją ukochaną Polkę sprawiła, że zdeterminowana wyrusz...

PIĘKNI PANOWIE W GARNITURACH (WOJTEK MAZOLEWSKI QUINTET)

Samotną wyprawę na klubowy koncert uznałam za samobójstwo. Wiadomość, że zagrają moją ukochaną Polkę sprawiła, że zdeterminowana wyruszyłam, mimo wszystko, na podbój wrocławskiego klubu. Polka Remixed miała być multimedialnym show pełnym fajerwerków. Okazała się wspaniałym, przyjemnym koncertem- bardzo kameralnym, za to pełnym improwizacji i reinterpretacji.

Polka to trzecia płyta Wojtka Mazolewskiego i towarzyszy- projektu realizowanego równolegle do Pink Freud. Większość utworu na albumie to brzmienia opisujące miejsca. Delikatne kompozycje wyrywają z domowych pieleszy i zabierają w subtelną, romantyczną i niekiedy wzruszającą podróż do Paryża, industrialne i tłoczne tony witają w Berlinie, mgliście i sentymentalnie grają o Krakowie. Muzycy serwują na krążku również trzy covery - Bombtrack, Get Free, oraz Heart- Shaped Box. Gdzieś w połowie albumu usłyszymy tytułową Polkę, pochwałę siły i kobiecego piękna. Krążek doczekał się wspomnianego 'remixu' nie tylko prezentowanego na koncertach, ale przede wszystkim w najnowszym projekcie zrzeszającym polskich artystów Chaos Pełen Idei. Na płycie większość utworów to zremiksowane melodie z Polki, wzbogacone o wokal. Pojawiają się tam m.in. Natalia Przybysz, Ania Rusowicz, Wojciech Waglewski, czy- znany głównie z przeboju zagranego z Anitą Lipnicką- John Porter. Krążek promuje singiel Organizmy Piękne z udziałem Justyny Święs. Ciężko mi się ustosunkować do tego projektu, zważając na fakt iż Polka jest dla mnie płytą idealną bez udziału postronnych muzyków. Z pewnością gdybym nie słuchała jej wcześniej (i gloryfikowała) Chaos Pełen Idei wydawałby się pozycją bardziej interesującą.


Koncertowa Polka jest dla mnie powrotem do czasów, kiedy nie kontemplowano jazzu, a bawiono się nim i do niego. Muzycy wchodzą na scenę w towarzystwie oklasków, wszyscy nieziemsko piękni i eleganccy w swoich garniturach i kapeluszach. Potem zaczynają grać, i okazuje się że marynarce i koszuli nie towarzyszą perfekcyjnie skrojone spodnie, a czarny dres i adidasy. Ten wygodny szyk jest trochę jak ich muzyka- bo chociaż jazz, i chociaż wyjątkowy, to niezwykle rozrywkowy i nienadęty.  

Siedzę zatem zaledwie kilka metrów od nich, prawie na wyciągnięcie ręki. Ten nastrój koncertów kameralnych i przytulnych jest niedopisania. Bliskość i więź jaką artyści nawiązać mogą z publicznością- więc chociaż jestem sama, czuję jak otulają mnie te wszystkie niezwykłe dźwięki. Muzycy kończą szaleństwa na scenie dwoma bisami i żegnają się życzliwie. Zanim owinę się szalem i pozostawię pamięć o dzikich improwizacjach, unoszących się jeszcze w klubowym powietrzu, odwracam wzrok i widzę jak artyści rozmawiają przy wejściu z publicznością. Udaje mi się przytulić Wojtka Mazolewskiego i czuję, że nigdy jeszcze nie byłam tak blisko muzycznego świata. To był dobry wieczór. 

   Koro

0 komentarze :